Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce. X
   Po długim okresie „bezproduktywnego lenistwa”, przychodzi czas na oczekiwany (przynajmniej ze strony kierownictwa) felieton. Nie wiem do końca, ile w nim będzie o pogodzie, ani jak się skończy. Nadszedł już wrzesień. Wczoraj w moim mieście pogoda zaskoczyła uczniów, wiatr zepsuł fryzury gimnazjalno-licealnym modnisiom. Wczesny powiew jesieni był jednak na tyle uprzejmy, by deszczem chlusnąć po rozpoczęciach. Zimno, ciemno, do domu daleko. Momentalnie serca wypełnił przykry jesienno-depresyjny nastrój. Myśl o porzuceniu letnich sukienek i odkrytych butów, zakończeniu długich, nocnych spacerów i niemożności oglądania skąpanej w słońcu Aurorki wywołały powszechny smutek.
    Źle - zwłaszcza, jeśli jesteś w środku miejskiej dżungli w przemoczonych trampkach i zbyt lekkim sweterku. Możesz biec przed siebie naprzeciw wichurze, albo schować się w niezbyt bezpiecznym parku. Wilgotne powietrze puszy starannie ułożone włosy, osadza się gęstymi kroplami na twarzy. Czekasz na choć odrobinę promieni słońca, uparcie wierząc, że mimo późnej godziny wyłoni się zza gęstej kopuły chmur. Zrobić można niewiele - przecijesienne winogronaeż pogoda jest całkiem liberalną, często rozkapryszoną Madame.
    Kiedy jest tak źle, że gorzej już być nie może, to znaczy, iż może już być tylko lepiej. Nowe motto życiowe, które pomaga przetrwać każdy huragan i erupcję wulkanu. Na plus widzę fakt, iż nie kładę się do łóżka w pokoju dusznym jak sauna - mimo otwartych okien. Świeże, deszczowe powietrze łagodnie smaga moje nozdrza i świetnie komponuje się z gorącą liściastą i kolejną książką Kinga.
    A dzisiejszy poranek powitał mnie słonecznie. Jak pisał ulubiony poeta: „Opadły mgły, wstaje nowy dzień”.

Jagoda Herman